Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

Biskup się uśmiechał z początku, starając zbytnie troski te Stacha, okazać mu przesadzonemi. W końcu jednak gdy się obszerniéj przybyły wytłumaczył, zgodził się na to iż czujność była potrzebną.
— Zatém patrz, czuwaj, nie przestawaj stać na straży — dodał Biskup.
Chciał dlań jakąś nagrodę uzyskać u księcia, choćby Zaborowi z Przegaja, wyjednać ją obiecując — ale Stach odmówił.
— Ojcze mój — odezwał się — jam nagrodę wziął naprzód za cały żywot mój. Wszystkobym stracił gdybym inną jeszcze otrzymał. Pokutą być musi życie do zgonu. Gdy mnie Bóg do siebie powoła, naówczas objawicie Panu jakem mu służył i wdzięczen był.
Postanowiono więc po krótkiéj naradzie, aby Stach nie oddalając się, jak dawniéj, pilne miał na ludzi podejrzanych oko. Chciał Biskup przy bracie swym Mikołaju umieścić go, lecz swobodnym być pragnąc, i tego Stach odmówił.
Wrócił do dworku nie zbyt rad z tego co się działo. Pomimo największéj chęci zajęcia się czémś, śledzenia, Stach niemógł znaleść teraz roboty. Ucichło do koła i Mieszek nawet jawnie nic nie przedsiębrał. Siedział więc w samotném schronieniu, za całą mając pociechę że częściéj niż dawniéj do kościoła chadzał a dłużéj się mógł modlić. Wiek czynił go pobożniejszym co-