postawa i chód mocno go uderzyły. W tym nieznanym człeku coś mu przypominało Kietlicza.
Też same miał ruchy, kark gruby, głowę dużą, wzrost do niego podobny. Na samą myśl tę że niegodziwy człek mógł się wyrwać z niewoli na Rusi i zbiedz tu dla jakiegoś nowego knowawania, krew w nim zawrzała. Poskoczył za nim co siły.
Biegł nie mogąc go dognać, to z oczów tracąc, to biorąc na oko, a choć w ostatku znikł mu znowu, prawie był pewien że się schronił do dworku Juchima. To mu więcéj jeszcze do myślenia dało.
Juchim był zawsze menniczym, działo mu się dobrze, udawał wielką miłość dla pana, pod niebiosa go wynosił, a mimo to, pewném było iż z Poznaniem miał stosunki. Sam on nie krył się z tém że bił pieniądze i dla Mieszka.
Podejrzenie to powziąwszy, Stach natychmiast do drzwi zastukał, choć od powrotu Kaźmierza noga tu jego nie postała. Otworzono mu czekać nie dając, a gdy pospiesznym krokiem dobiegł do izby gościnnéj zastał w niéj Juchima nad zwitkiem pargaminowym siedzącego spokojnie.
Na widok jego żyd powstał z twarzą rozradowaną, najmniejszéj nieokazawszy obawy. Stach nie chcąc mu się zwierzać z podejrzeń, udał iż szło o małą pieniężną pożyczkę.
Juchim oświadczył się z gotowością najwię-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.