Stach pochwycił ową czapkę i podnosząc ją a potrząsając — zawołał.
— A to co? gościa mieliście który się skrył przedemną?
Juchim obaczywszy owo lice odrętwiał, ręce złożył, wargi mu się trząść zaczęły.
— Tylko nie kłam — rzekł Stach — wiem czyja czapka, bom ją nie jeden raz widział na niepoczciwéj głowie Mierzwy!
Juchim usłyszawszy to imie krzyknął przeraźliwie, głowa mu na piersi opadła — Widząc pomięszanie Stach dodał nakazująco.
— Jeżli on ztąd ujdzie, ty mi odpowiesz za to!
Juchim stał tak osłabły iż się za stół musiał pochwycić aby na nogach utrzymać. Błagające oczy zwrócił ku mówiącemu.
— Mówię ci — dodał Stach — tu jest Mierzwa. Znam go nadto, abym uwierzył że on tu dla zabawy przyjechał. Toć prawa ręka pana Kietlicza, wroga naszego. Jeżeli przybył, to za jego rozkazem, i szyi nie nastawiał próżno. Ja w tém że cały ztąd nie ujdzie.
Zginie on — ale z nim i przyjaciele jego a pomocnicy!
Juchim słowa nie mógł wyrzec jeszcze, strach nim owładnął taki, iż patrząc na starca litość brała.
Z zimną krwią dodał Stach.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.