— A płacę od nas brałeś?
— Chciałem się z rąk waszych uwolnić — zawołał, odzyskując śmiałość Mierzwa — Jestem sługą mojego pana nie żadnym zdrajcą.
— A coś mi ty przyrzekał? — rzekł Stach.
— Co? w początkum wam służył — mówił Pod-Sędzia — potém sumienie przemówiło, wróciłem do Mieszka. Nie zaprę się.
— Przysiągłeś mi?
— Przysięga przymuszona nic nie waży — życiam bronił — rzekł Mierzwa...
— Że się wykłamać potrafisz, to wiem — odezwał się Stach — Sługa Mieszka! a pocóżeś tu? aby mu jednać przyjaciół i siać zdradę! Sameś przyznał!
Juchim — zwrócił się do żyda — ty mi odpowiadasz za niego; jeżeli ujdzie, dasz głowę. Ja idę po straż. Mówić z nim stracony czas, na gałęź niecnotę!
Juchim ręce splótłszy na piersiach, drżał — Stach zwrócił się do progu.
— Miłościwy panie — odezwał się Sędzia — mnie życie drogie — ja powiem wam wszystko...
— I zaprzysiążesz fałszywie — wtrącił Stach — a potém powiesz że przymuszona przysięga nie waży!
Mierzwa głowę spuściwszy, mruczał coś, Stach chciał już wyjść, pochwycił go za połę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.