ganina, wolę św. Orjenta, gdy mówi o życiu przyszłém.
Książe się zwrócił ku niemu, jakby pytał i żądał wiecéj, a biskup kończył.
— Nie powtórzę ja słów jego tak wiernie, jak mistrz Wincenty Awitusa, ale coś mi z nich w pamięci zostało i św. Orjent powiada: „Koniec nasz nie jest końcem, a śmierć, przez którą umieramy, sama nieustannie umiera. Duchem i duszą, które trwają i żyć mają wiecznie człowiek żyć będzie wiekuiście. Tak, człowiek wiekuiście żyć będzie, ale tu łzy przerywają słowa, bo lepszym byłoby losem dla niego z żywotem się pozbyć boleści, a nawet zrodzonemu raz podobnym być tym, co się nie rodzili nigdy, niżeli umarłym być dla żywota i żyć męczarniami w tych czasach niedoli, gdy grzech panuje światu. Nie sądźcie proszę, aby srogość kary zmniejszoną była przez to, iż płomień sprawiedliwy prędko pożre winowajców. Patrzcie na one góry, które wieczne ognie trawią, palą się one zawsze a nigdy spalić nie mogą. Patrzcie na świeże źródła i rzeki lazurowe, płyną one ciągle, a wyschnąć nigdy nie mogą. Tak ogień wieczny zreć będzie złych, którzy w nim nigdy nie zgorzeją.
Po obrazie raju Awitusa, ten drugi mąk piekielnych zachmurzył lice, a książe przerwał żywo.
— Straszne to groźby! niestety... dla nas grzeszników.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/241
Ta strona została uwierzytelniona.