o Mierzwie — rzekł Kietlicz. — Może posiedzieć trochę, uwolnim go, zamek zdobywszy!
Juchim zmarszczył brew.
— Byle nie zdradził, nie gadał, i nie uciekł — dodał chmurno — bo za niego wezmą mnie i zabiją!
— Nie bój się — przerwał Serb — tobie się nic nie stanie, a rychło też wszystko się skończyć musi.
Po téj rozmowie żyd uspokoił się nieco. Nie było już dłużéj o czém rozprawiać, poszeptano jeszcze i Juchim, który musiał nocą do miasta powracać, aby wycieczki jego nie postrzeżono, wymknął się do swoich sani Kietlicz kazawszy téż konie podprowadzić, wyszedł do oczekujących w wielkiéj izbie.
Jeden z nich zaraz przeciw niemu wystąpił, był to młodszy brat z Koziegłów.
— Powiedzcież nam, coście uradzili — odezwał się śmiało — bośmy tu karku nastawiając darmo nie przybyli, i chcemy wiedzieć, jak stoi sprawa? Będzieli z niéj co? Albo znów mąka przepadła i chleba nie upieczem.
— Wszystko stoi, jak było mówione — odparł posłannik Mieszka — nie zmieniło się nic. Stójcie pogotowiu, my przyjdziemy. Nie chybcie nam.
Ziemianie urażeni trochę, że im długo czekać kazano, nie zwierzając się niczego, poczęli wołać.
— Nie chybcie wy! niejeden raz myśmy już
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.