Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

pierwsza żona, któréj ani Biskupi narzucili, ani książęta swatali! a no — sam Bóg! Ślub nam dawał wiatr wiosenny w dębinie!
I rękami objęła Kaźmierza, a dwie łzy jak dwie perły błyszczące z oczów się jéj stoczyły.
Wkrótce potém książę na koń siadał i gnał nazad na Wawel ze Smokiem; drugi raz puścili się przez lód, który pękał już pod kopytami końskiemi i załamał się u brzegu, ale książę uskoczył na brzeg twardy, a Smok za nim przez wodę się rzucił.
Drugiego dnia bito we dzwony, książę wyjeżdżał wprost od drzwi Ś Wacława, przeprowadzany przez duchowieństwo, zawrócił na Kleparz do nowego kościoła Ś. Florjana patrona swojego, modlił się tam jeszcze, a rycerstwo rozwinąwszy znaki, zanuciło

Bogu-Rodzicę.

Szli wesoło, choć wiosenna odwilż z mokrym śniegiem i wiuhą biła w twarze, szli wesoło żegnając panie mieszczki i panów mieszczan znajomych, stojących u progów, siedzących po oknach, szli wesoło bo przodem jechał z pocztem świetnym sam książę, a z Wawelu księżna Helena, Goworek, Pełka, dwór długo za niemi patrzali, krzyżem świętym żegnali.
— Bóg daj powracać zdrowo! Bóg daj prędko! Bóg daj wesoło!
Na zamku stało się straszliwie pusto, strato-