Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Dzień był pogodniejszy, słońce probowało przebijać się przez chmury; z za nich wiosny obietnicami, pasami sinemi niebo oczyszczone przeglądało.
Skowronek nad rolą mokrą podnosił się do góry i śpiewał na owo nabożeństwo życia jakby dzwonek na mszę świętą.
Bociany leciały górą, mówiono, ale od Tatrów smagało jeszcze mrozem i śnieg powracał uparty. Między jedną a drugą wiuhą, co się uciszyło to ludzie spoglądali ku niebu. — Już wiosna?
Sypnęły potém krupy — znowu zima.
Młodzi mówili, tylko co zieleni nie widać, starzy prorokowali, że jeszcze śnieg powróci.
W mieście wymiatano śmiecia zimowe precz, ażeby je wiosenne wody z sobą wzięły, a spo-