Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

ścioła dzwonić kazał, nabożeństwo odprawując uroczyste. On też wcale o poddaniu się nie myślał. Goworek, któremu pani i dzieci zdane były, zbroję też wdział, ale w niéj najwięcéj u proga Teremu i mieszkania Heleny stał, bo z wojewodą w nieprzyjaźni będąc, stronił od niego. Zdawna się oni z sobą o znaczenie i pierwszeństwo spierali, bo wojewoda równym go sobie nie chciał znać, a Goworek ulegać mu się wzdragał.
Niewiasty, które powybiegały strwożone ku wałom, gdy się wojska zbliżały, posłyszawszy, że książe Kaźmierz nie żyje, zaniosły wieść tę do pani, która padła zemdlona. Nierychło dopiero potrafił ją tém uspokoić Goworek, iż jawne kłamstwo zmyślone, aby zamek pochwycić, bo z obozu świadka nie było. W niepewności i obawie o los swój i dzieci, księżna już gotową była zamek poddawać, sama się pod opiekę Mieszka udać, byle jéj Sandomierz powrócono. Zaklinała o to, lecz biskup ręczył za bezpieczeństwo i mówić o tém nie dopuszczał.
Księżna zmieniała tak postanowienie co chwila, sama zostawszy poddać się żądała, gdy Pełka wlał w nią otuchę, chciała się bronić i zachęcała drugich do walki. Trwoga wszakże przemagała, bo szturm i zdobycie jéj i dzieciom groziło śmiercią. W niepokoju ciągłym powoływała do siebie to Goworka, to wojewodę, to duchownych, mo-