dliła się, narzekała, płakała i na chwilę jéj saméj nie można było zostawić.
Gdy się to działo na zamku, Jagna wziąwszy męzkie ubranie, kaftan, łuk, mieczyki, obuszek, razem z Hreczynem i kilku czeladzi puściła się w lasy, najmniejszéj nieokazując trwogi. Przy dworze pustym służby mało co zostało. Wyjechawszy, popatrzyła na Wawel i głową skinąwszy pognała lasami, szukając sobie bezpiecznéj przeprawy przez Wisłę i schronienia.
Dorota, nie spodziewająca się napaści, niewiedząc o niczém, do ostatka zabawiała się z przyjaciołmi, albo ze starą Czechną na naradach przesiadywała. Nie przeczuwała wcale niebezpieczeństwa do ostatniéj godziny. Dopiero gdy z wojskiem Mieszka bracia jéj weszli do miasta i już się na rynku pokazali, sługa przybiegł dając jéj znać, że Dobrogosta i Sędziwoja zobaczył. Wpadła w rozpacz i trwogę taką, iż zrazu przytomność straciła, sądząc się zgubioną; potem w ulicę zbiegłszy jak stała, w sukni jednéj pognała do swéj powiernicy Czechny, u niéj spodziewając się znaleść przytułek.
Czechna nie była ladajaką babą czarownicą. Miała dworek na przedmieściu piękny, ogrodu kawał i pola, a że się jéj wszyscy radzili, bogaci i ubodzy, mężczyźni i niewiasty, bo uchodziła za przemądrą lekarkę i czarodziejkę — działo się jéj dobrze.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.