Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

Miano ją nawet za bardzo bogatą, a ona sama nie taiła się z tém, że jéj na niczém nie zbywało. Owszem, gdy do kościoła się wybrała, a chodziła doń często, aby ją duchowni za czary nie prześladowali, stroiła się w futra i łańcuchy, jak najdostatniejsza kupcowa. Ze strachu aby uroku jakiego nie rzuciła, zapraszano ją na wesela, chrzciny i pogrzeby; na nie też wybierając się, stroiła bardzo wytwornie. A choć lat przeszło pięćdziesiąt miała i dwu mężów pogrzebła, po których jéj dzieci nie zostało, mówiono, iż radaby się była jeszcze za mąż wydała. Na weselach podpiwszy sobie, bo rada do kubka zaglądała, młodych i przystojnych chłopców wabiła mowami i słówkami takiemi, że się inne niewiasty rumienić musiały i oczy sobie zakrywać.
Czechnie wszystko było wolno, bo się jéj lękał każdy, okupywali się wszyscy od jéj czarów, płacili za lekarstwa i zamawiania. Czasu rzadko miała chwilę wolną, tak ją sobie rozrywano.
We dworku jéj, w izbie, w któréj przyjmowała ludzi, wielkiego dostatku widać nie było. Leżały w niéj zioła różne, inne wisiały u pułapu, schły na drążkach wianki, wiązki korzonków i pęki nasion; stały w garnkach nalewki, w słoikach i bańkach maście. A choć tego była moc wielka, Czechna od razu szła i sięgała po to, co komu potrzeba było dać. Oko miała tak bystre, iż często nim człek gębę otworzył, wiedziała co