Gdy z zamku nie bez trwogi patrzano na to mrowisko ludu, co go oblewało dokoła, z dołu, z obozu spoglądano ku górze nie wiedząc jak i zkąd ją ująć? Siła ludu mogła zginąć nadaremnie przy walce, a poleżawszy głodem można było wziąć załogę. Tak radzili niektórzy, ale Kietlicz nie godził się na to, obawiając powrotu Kaźmierza, choć go dla drugich umarłym głoszono. Wiedział dobrze, iż na pierwszą wieść o zajęciu Krakowa rzuci się rycerstwo z Rusi dla odzyskania stolicy.
Mieszek nie spodziewał się ich tak rychło, ażeby Ruś w pomoc miała przyjść nie wierzył, bo ona doma zajętą była. Dzień i dwa upłynęły na wahaniu, naradach i próbach. Trzeciego o świcie, Kietlicz zamek zewsząd osaczywszy, w milczeniu wielkiem ludziom pełznąć kazał na górę, a dostawszy do parkanów, rzucić na nie nagle. Rachował, iż się tam napaści spodziewać nie będą i na zaraniu na stanowiskach nie znajdą. W ciszy i mroku poszli ludzie na górę, lecz gdy się do tynów i parkanów zbliżali, sypnęły się nagle bale gwoździste, koły, kamienie, pociski.... Połowa napastników potłuczona zwaliła się w dół, pozabijana, poraniona, a reszta pierzchnęła. Strzały jak grad świsnęły za pociskami, okrzykiem ogromnym rozległa się góra i okolica.
Z miasta ludzie powybiegali patrzeć na szturm ten, zdawało się im bowiem, że się zamek nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar (1879) t. IV.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.