Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

— A co to Waści nie do smaku piwo i miód siemiatycki? winkaby się chciało? Gębeś sobie popsuł u Sapiehów... Ale to na twojem gospodarstwie daj ci Boże i to.
Choć to było niepospolite zagadnienie, odparłem grzecznie mitygując się:
— Wszystko to dobre mości książę, ale jakiem w Kodniu wina nie pijał, tak tu piwa nie mogę, bom pić nie przywykł.
— A czego się nie nauczysz, to i umieć nie będziesz — zawołał Szujski — potrzebne to jednak, żebyś bracie szlachcie dotrzymał placu. Wino tam przywożą Niemcy, u nas się nie rodzi; piwo rośnie w jęczmieniu, miodek pszczółki nasze noszą: trzeba ich używać.
Jużem zamilkł, alem z wejrzenia widział, że się moja trzeźwość nie podobała. Sąsiad panny Barbary choć jej rękę smoktał, kubka nie mijał, i pił na zabój aż pokraśniał cały; w końcu i pot mu kroplisty na czoło wystąpił, a humoru był tak wesołego, jakby go na sto koni wysadził. Panna widocznie cierpiąc kręciła się i czerwieniła, chciała widząc coraz gorszą pijatykę uciekać, ale ojciec nogą tupnął i kazał się zostać. Ja z litością spoglądając na nią, przycupnąwszy siedziałem cicho. Pod koniec przy pieczeni umysły się bardzo poruszyły i poczęto o polityce rozprawiać. Przetok wyjął z kieszeni kopją listu