głębokie framugi, w nich lampy stały pozapalane, tak że dosyć długa galerja owa i boczne izby jak we dnie były jasne i dziwny widok podziemia przedstawiały... Przeszedłszy jeden i drugi korytarz dostaliśmy się do okrągłej piwnicy, wyższej nieco może dlatego, że do niej po kilku w głąb zstępowało się schodach. Tu ujrzałem znowu coś osobliwszego: wkrąg na heblowanych ligarach stały beczki i beczułki okute obręczami żelaznemi, przed każda ceberek i czerpak i szklanki. Na dnach stały wypisane lata sycenia miodów. Od góry na haku wisiał pająk z rogów jelenich misternie wyrobiony, w którym paliły się żółte świece woskowe; dokoła były stoły i ławy. Już tam się byli wcisnęli inni: ja ze schodów jeszcze patrzałem, aby za niemi pójść, gdy starosta krzyknął:
— Drzwi na rygle! przyłożyć siedm pieczęci!
Kozacy wnet je zamknęli z hałasem, a ja dosyć rad z przypadku, zostałem sam w szyi i przytomny będąc wycofałem się przez galerje do górnych pokojów.
Ze zgrozą i litością myślałem odjechać zaraz widząc co się święci, gdy szukając czapki i szabli, ujrzałem pannę Barbarę stojącą we drzwiach zapłakaną.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/111
Ta strona została skorygowana.