Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/114

Ta strona została skorygowana.

W głowie mi się zakręciło od krzyku, a dojść sprawy nie było sposobu. Uciszyli się wreszcie i stary co naprzód wszedł, rzecz jakąś rozpoczął. Powiada, że był w Turcji u pogan przez lat wiele; że z niej cudem powrócił, że wprzód jeszcze na wojnę się wybierając, skarb był zakopał; że żyd mu go, doszedłszy miejsca, skradł. Na to świadkiem stawi żonę staruchę, która miejce poruszone znalazła i żyda grzebiącego się przy niem.
Następnie dodaje owa żona powróconego z niewoli, jak ją żyd chciał dać zabić, aby tajemnicy pochwyconego skarbu nie wydała. Że się zaś to wszystko dziać miało na gruncie siemiatyckim, niedaleko dworu, gdzie szlachcic miał dworek, o sąd i miłość przyszli prosić pana starosty.
Szujski, ponieważ ów szlachcic był żołnierz, a stało się to czasu wyprawy, przekazuje sąd panu wojskiemu Obuchowi. Wojski pijany nie długo myśląc zawołał tylko:
— Posłuchajcie co powiem — żyda powiesić! czy winien czy nie winien, mniej jednym nieprzyjacielem Chrystusowym będzie na świecie: a postronek dać gruby, żeby się nie urwał.
Ta scena, którą tu opowiadam sumaryjnie, tak mi się wydała naówczas prawdziwą, żem dopiero po twarzach domowników i ich