Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/118

Ta strona została skorygowana.

który obrała; myśl moja i serce klęczały przed nią, ale się na równią z nią podnieść nie śmiały. Czciłem ją więcej, niżelim kochał i nic zdaje się ziemskiego nie było w tem uczuciu, żadnych szalonych pragnień, gotowość do ofiar największa.
Choć mnie Siemiatycze i tamtejsze towarzystwo męczyło, pojechałem do starosty, gdziem znowu znalazł Obucha, ale tą razą trzeźwego i układającego się już o wesele, wyprawę i dalsze majątkowe interesa. Był to mimo swej ociężałości i pijaństwa człek jednak i zapobiegliwy, nie zapominający o jutrze. Starosta zawsze kończący sprawy pieniężne szablą, i groźbą, nic tego nie rozumiał: ofiarował się podpisywać co chciano, zapowiadając tylko, że Siemiatycz póki żyw nie odda, ani złamanego szeląga, a co po nim zostanie, to córka weźmie.
Gdy się te układy w osobnej izbie toczyły, ja do panny Barbary i pani Horochowej pod pozorem listu od księżnej wpuszczony zostałem, ale gdym ją zobaczył, stanąłem oniemiały, nie wiedząc od czego poczynać. W istocie ta miłość moja szalona oplątała mnie i natchnęła zuchwalstwem wdawania się nie w swoję rzecz: ale jak tu było obcemu powiedzieć córce, że ją przeciw ojcu własnemu gotów byłem bronić? Myślałem, że ją znajdę