Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

we łzach i strapioną, alem ujrzał spokojną i wypogodzoną, a tak poważną i cierpieniem wielką, żem ją świętą być mniemiał.
Języka w gębie zapomniawszy stałem u drzwi, a pani Horochowa patrzała na mnie zdziwiona obałwanieniem mojem, gdy panna Barbara przywitawszy mile spytała, dawnobym przyjechał.
— Tylko co i to umyślnie — rzekłem spiesznie chwytając odwagę całą, na jąkam się tylko mógł zdobyć. Nieszczęśliwa wiadomość doszła mnie, że panią zmuszają zaślubić pana Obucha... Jeśliby być miało, rozkaż pani, pojadę do księżnej, jej wpływ i perswazja może to odwrócą.
P. Barbara zaczerwieniła się.
— Taka jest wola ojca mojego — rzekła — księżna nic nie pomoże. Dla jego spokojności potrzeba, abym z siebie uczyniła ofiarę... Pan Obuch dopożycza mu gwałtownie potrzebną sumę, i długu, jaki ma na Siemiatyczach, nie będzie wymagał. Bóg tak chce, ojciec każe... — dodała cicho — mogęż się sprzeciwiać?
— I pani to znosisz tak, słowa nie rzekłszy?
— Płakałam — dodała — ale mnie Bóg pocieszył; nie jesteśmy na ziemi dla szczęścia naszego, ale byśmy się ofiarą uczyli