Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

dopisane słowo, coś przylepionego do okładki, jakieś nazwisko i data ukradkowo nakreślone, wypływają na wierzch z nieużytecznego słów wylewu. Im bliżej nareszcie nas, tem papierowe pamiątki mnożą się, rozszerzają, gromadzą; piszą wszyscy, piszą już o wszystkiem: papier i kunszt pisania stają się pospolitą własnością ogółu, mnóstwo tedy ciekawości, ale i śmiecia bez miary. Co tu wybrać? gdzie się skrystalizowało i osiadło życie? W tych przebutwiałych kartach jest po trosze wszystkiego: rejestra, notaty, listy, mowy, poezje, grobowce, rachunki, na jednej często spotykają się karcie. Trafiło się nam taneczną pieśń Wiśniowieckiego dziwnie niewstydliwą znaleźć obok kazania i spisu nasion do wirydarza. Niejeden człowiek bezpowrotnie zmarły i zapomniany, żyje tylko jeszcze na wątłym rożku papieru, na którym w chwili próżnowania od niechcenia się podpisał. Mógłże się spodziewać, że próba pióra da mu zakosztować nieśmiertelności!... O losy ludzkie, o życie!!
Grzebiąc w starych listach, w tych wstążeczkami i sznurkami dawno skostniałą powiązanych ręką fascykułach, człowiek powoli wchodzi w świat grobowy jak do lochów podkościelnych; rozwidnia się przed nim horyzont ciemny, występują na tle jego nieznajome a dziwne postacie, zarysowuje się nie-