Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/123

Ta strona została skorygowana.

Sądziłem, że ojciec się opamięta, narzeczony zawstydzi, ludzie wstawią i sprzeciwią, że się cud jakiś stanie, a małżeństwo to nie będzie mogło przyjść do skutku.
Ani słychu nie było o Siemiatyczach, alem brata znowu wyprawił do Pohorełego, aby gospodarstwo obejrzał, i chociem mu nie mówił, jakie mi ma przywieść wiadomości, sądziłem, że się sam domyśli, cobym wiedzieć pragnął. Pojechał tedy, a jam wszystko leżał a leżał w tej niemocy, bo zrastanie się kości było trudne i gorączka ciągła. Biedna matka nie mogła zrozumieć stanu mej duszy i niepokoju, jam się przed nią spowiadać nie śmiał i nie mógł, boby mnie ona nie zrozumiała może. Wzięliby to za szalone zachcenie ożenienia, gdy mi i w myśli nie postało, bom się nie czuł jej godnym, a wytłumaczyć się przed niemi było trudno, żem ją tak kochał jak posłańca Bożego, anioła, który na promieniu jasnym wstępuje na ziemię, łaskę Najwyższego przynosząc.
Nareszcie powrócił brat mój i jął naprzód o gospodarstwie prawić, a długom go dopytać nie mógł o to, o co mi najwięcej chodziło. Nie wiedziałem jak wpaść na to, a on się nie dymyślał. Kilka godzin wymę zyłem się pókim nareszcie nieszczęsnej nie dowiedział się nowiny, że starosta córkę za mąż wydał,