a brat mój przejeżdżając przez Siemiatycze sam był świadkiem ślubu, który bardzo wspaniale przy illuminacji i wystrzałach moździerzowych się odbył. Padłem jak martwy na tę wieść i nie wiem co się ze mną stało, a gdym przytomność odzyskał, ledwie przeszłe życie moje powoli jak sen przypomnieć sobie potrafiłem. Owszem na zawsze zostało mi to dziwne uczucie żywota, jakby przeciętego na dwoje, bo to co pozostało po za tą gorączką i chorobą straszliwą, widziałem niby z drugiego świata, przypominałem jak inne życie jakieś, nie mogąc z późniejszem połączyć.
Trzeba było poszanować wyroki Boże w tem, co się stało i milczeć, alem się zwlókłszy tak na wszystko zobojętniał i ostygł, że mi się już niczego nie chciało, ani dzierżawy, ani gospodarstwa, ani przyszłości. Ci, co mnie takim widzieli, różnie radzili, a między innemi ktoś szepnął o wojsku. To jedno mi do serca przypadło, bo mi zresztą równo było co z sobą pocznę, a na miejscu usiedzieć nie mogłem; więc oddałem dzierżawę bratu pani Horochowej ze stratą, a samem się zaciągnął do kawalerji narodowej. Tu prędko postrzegłem, że nie było tak bardzo co robić, a los nami kierował więcej niż rachuba... snuliśmy się jak cienie to tu, to owdzie, lub odpoczywali. Posyłano nas czasem, stawiano
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/124
Ta strona została skorygowana.