żołnierzem być, i wziąwszy abszyt powróciłem do domu. Miałem jeszcze część funduszu mojego, sumę u Sapiehów, której odebrać było trudno i coś grosza u brata. Trochę się nadtraciło w wojsku, alem się tem nie bardzo frasował. W domu wielkie zaszły odmiany; siostry jużem nie zastał, za mąż była wyszła; matkę posuniętą wielkiem i schorzałą, brat się był ożenił, a nowe pokolenie otaczało go już wzrastając powoli. Strzecha nasza ojcowska nową już prawie pokrywała rodzinę, ziarno przyszłości, i ludzi wiele ubyło, mogił nasypano dużo po cmentarzach, i com jedno zastał jeszcze w całości, to ową serdeczność starą sąsiedztwa i braterską miłość. Gdym przybył, nie jednego brata, ale stu ich dla siebie znalazłem; witali mnie, ugoszczali, chwytali, a każdy żołnierzowi najlepsze miejsce dawał w domu, i miał to sobie za szczęście przyjąć go i przytulić. Ale mi się nie chciało nikomu być ciężarem i nie mając co robić, pomyślałem znowu o gospodarstwie. Jakoż tę sumę a Sapiehów odpuściwszy procenta, wychodziłem w Kodniu, co nie było łatwo, ustępując ją dzierżawcy, który ją sobie miał wytrzymywać powoli z majątku. I to gdyby nie pomoc Mierzejewskiego, radybym sobie nie dał, a na dziś dzień byłaby tam uwięzła. Brat mój zapłacił mi zaraz moje, starych
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/127
Ta strona została skorygowana.