Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/131

Ta strona została skorygowana.

twarzach, które rysy jego w różny sposób z dyferencjami małemi powtarzały. Panny nawet były niczego sobie, ale jakieś zuchwałe uśmiechy i wejrzenia szpeciły wyraz ich młodych twarzy.
Jedna z nich znać najstarsza, bardzo śmiało zaszła mi drogę i spytała mnie, czegobym chciał. Pokłoniłem się grzecznie oświadczając że z JW. wojską z domu księżną Szujską widzieć się pragnąłem dla interesu.
— O! jużto my wiemy co to za interes — odparła żywo panna — pewnie się W. panu co należy, ale tu nic nie dostaniesz.
— A gdyby interes wcale był inny? — spytałem.
— No, to sobie W. Pan szukaj pani wojskiej — odpowiedziała odwracając się, a ja poszedłem instynktem na górę. Mimo wcale niegrzecznego przyjęcia, znać tam o kimś dać musiano, bo mnie jakiś chłopak w płóciennym kitelku w paski zaprowadził do izby na prawo, i zamknąwszy drzwi od przedpokoju, samego w nim porzucił.
Była to ciasna izdebka zastawiona przez pół parawanem dość odartym, z której jedne drzwi wiodły dalej, za niemi stękanie i kaszel usłyszałem. Nie wiedząc co dalej czynić, czy zlitowania czyjegoś czekać, pokaszliwałem także dając znać o sobie, gdy drzwi się przem-