Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

wie, ludzką myśl liczy i spisuje. Dopiero gdym się w ganku domu dla odpędzenia mar przeżegnał, jakby chmura spadła z oczu moich i niecom ochłonąwszy do siebie przyszedł.
— Stań się wola jego! — powtarzałem ciągle — boć nam tu nie koniec i cel na tej ziemi, a Bóg wie dlaczego na nią krzyż zesłał tak ciężki, i da siły, aby go zniosła.
Kilka jeszcze dni jak pijany chodziłem, a nieszczęśliwe jej położenie z głowy mi wyjść nie mogło; w ostatku, gdym się z funduszami obliczył, jakby błysło przedemną... Po co mnie tyle gieniędzy? hę? a nie dośćby było i połowy?
I takem sobie odrazu powiedział, jakby inspirowany od dobrego ducha, że jej oddam połowę tego, co mi się po rodzicach dostało... bodaj wszystko nawet... Przy krewnych i bracie kawałka chleba by mi nie zabrakło, a do czego więcej? Orzech do zgryzenia trudny, jak tu dać? co zrobić, żeby przyjęła? jak jej to przesłać?
Subhastacyjny sąd w Siemiatyczach jeszcze się ciągnął, bo temu końca nie było; jak się raz na czyich dobrach exdywizja poczęła, więcej sędziowie często zjedli, niż wzięli wierzyciele. Miałem tam znajomego i kolegę z Lubieszowa pana Przeciszewskiego mecenasa, bardzo uczciwego i serdecznego czło-