Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

wieka. Niepodobna mi było samemu tak zrobić, aby nikt o tem nie wiedzizł skąd i jak jej pieniądze przyszły, bom prawa mało znał, a bałem się, żeby znowu stary wojski lub dzieci jego krwawicy mojej ojcowskiej nie pochwyciły. Każę tedy zaprzęgać i pojechałem do Przeciszewskiego, który miał w piaskach około Drohiczyna naszego cząstkę malutką w Wierzbowej. Wiedziałem, że był w domu, jakoż zastałem go; przy nim żyła siostra stara panna i rezydowali ze dwóch przyjaciół z Siemiatycz, co mi nie było na rękę. Więc z interesem się przyczaiłem, a nazajutrz dopiero, gdy panna poszła do spiżarni, a ichmość na polowanie ruszyli, wziąłem go na słowo do alkierza.
— Słuchaj — rzekłem — całując go w gębę po staremu — jesteś mi przyjacielem, czy nie?
— Cóżto o to pytać? — odpowie — albo wątpisz?
— Nie wątpię najmniej, ale że cenię przyjaźń twoją i potrzebuję jej, to się onej przypominam. Otóż — dodałem biorąc krucyfiks ze ściany i podając mu go — jakeś mi bratem i kolegą, tak mi tu przysiąż na Chrystusa ukrzyżowanego, że mojej tajemnicy nie wydasz.