Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/143

Ta strona została skorygowana.

— Co ci się śni? ja! rozwodu! ja, żenić się! Albożem to ja mizerny jej godzien: czyś oszalał?... Ostatnim jej sługą być dla mnie wiele...
— Czysto warjat! — zawołał Przeciszewski — no a cóż ci potrzeba?
— Oto tak — rzekłem mu — zważ tylko dobrze jej nieszczęśliwą pozycję, którą ci opisze...
Tu mu opowiedziałem, jakie życie prowadzili, choć on lepiej pono znał odemnie.
— Żeby ona miała nędzę cierpieć i na czyjej łasce siedzieć, kiedy ja grosz mam przy duszy — zawołałem — tego nie zniosę. Mam trzydzieście tysięcy z górą, piętnaście jej przynajmniej chcę oddać; ale tu sęk jak to zrobić, a w tem mi twoja rada potrzebna.
— Pożyczyć? hę?
— Gdzie zaś! daję, daruję, ale świat o tem wiedzieć nie powinien. Co więcej, tak to uczynić potrzeba, ażeby niby z Siemiatyckiej eksdywizji na mnie spadło... i ona także nie domyślała się skąd przyszło. Ot na co mi musisz usłużyć.
Przeciszewski jął mi trudności robić, odradzać, ramiony dźwigać; ale ja jakiem go począł za kolana ściskać, a modlić i prosić