dla gromady oddał na rozstaniu połowę, a sługom dworskim połowę.
Piętnaście tedy tysięcy odwiozłem Przeciszewskiemu i powiedziałem mu:
— Rób sobie jak chcesz, co chcesz, byleś to jej oddał, a ona o mnie ani wiedziała, ani się domyślić mogła. Głowę tłucz, jużto do mnie nie należy.
Kiedym to dopełnił, wolny jak ptaszek podziękowałem Panu Bugu, że mi dozwolił być jej niewidzialnym opiekunem. Ot, rzekłem z niejaką dumą w duszy: mały i nic nieznaczący jestem człowiek, przeszedłbym nic może poczciwego nie uczyniwszy na ziemi, a tak na cośem się przydał, chwalić Najwyższego: tej sierocie podać mogłem rękę bez czegoby w ostatniej nędzy się męczyła — ona, co warta była koron i tronów królewskich.
Wybierać się tedy począłem od nas dalej ku Słonimowi do krewnych, a że mnie tam mogli pociągnąć aż w lidzkie, gdzie miałem stryjecznych, u którychem od urodzenia nie był, a teraz nie było się czego opierać, bom nie miał co robić i mogłem na ich prośby pojechać: skorciło mnie jeszcze zabiec do wojskich i choćby ją pożegnać. Kto wie, rzekłem sobie, zobaczym się my jeszcze na tym świecie, czy nie? Jużci mi tej pociechy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/153
Ta strona została skorygowana.