w pełni nam ukazać: już wówczas lada niteczką powiązać się dadzą fakta, i odtworzy umarłe, o ile je nam wskrzesić dozwolono, niby ów szkielet, który prosektor spaja drucikiem i stawia jak był za życia.
Z człowieka niestety! więcej daleko umiera, niż przeżywa, ginie więcej ludzi niż w pamięci zostaje, a los często najmniej charakterystyczne postacie wybiera na przedstawicieli epok. Ci znowu Bóg wie kogo przynoszą z sobą pod pachą do nieśmiertelności. Ludzie czynu, którym pióro i papier były wstrętliwe, jeśli ich nie poda potomności jaki skromny kałamarz, przebijają się przez pokłady wieków ułamkowo, przedstawiają fałszywie i niepełno. Drudzy wspominają i piszą o nich wedle tego, jak ich na swoją pojęli skalę: oni sami nie mieli ani czasu, ani ochoty podać się pamięci wnuków. Ludzie myśli i ducha, także w pismach swych niezupełnie się malują: krępuje im usta to nawyknienie udawania: to względy czasowe, to jakiś wstyd, to niedbalstwa trochę, a rzadki Montaigne lub Pascal wszystkie swej duszy wątpliwości na papier wyleje. Często najlepsza część człowieka zostaje pokryta milczeniem. Natomiast pośrednia klasa pospolitości w wielkiej liczbie egzemplarzy występuje przed badacza, i z odbicia na jej obliczu znakomitości wieku, wnosić ledwie o nich możemy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/16
Ta strona została skorygowana.