Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/160

Ta strona została skorygowana.

Jak wszystko na świecie, minął i ten wieczór, anim się spostrzegł nawet, a ledwiem parę razy z słówkiem do niej zbliżyć się potrafił; wszelako skorzystałem z niego, bom lepiej poznał co to była za święta kobieta, jak wielkiego poświęcenia i cnoty. Gdym ją żegnał oddając dobranoc, klęknąć mi się chciało przed nią, słów mi zabrakło w uściech: ucałowałem jej rękę i w oczy spojrzawszy, znajomą mi łzę, co się zawsze w nich kręciła, nigdy nie spadając, znalazłem...
— Jedziesz Waćpan daleko — rzekła — niechże ci Bóg szczęści wszędzie i błogosławi: my tu W. Mości nieraz wspominać będziemy.
Wojski, że parę talarów napół z Niemcem mi wydarł, byłby mnie gotów wstrzymać dłużej; alem to czuł, żem im więcej pozostałbym w tym domu, temby mi ciężej z mego oddalić się było. Po męsku chciałem wyrwać się z niebezpieczeństwa, pókim jeszcze siły miał potemu. Więc zaprosin nie słuchając, pożegnałem ich, a jak świt nazajutrz ruszyłem w drogę, o niczem nie myśląc jeno o niej, i jak małe dziecko łzy czując nieraz na pomarszczonej już twarzy. I nie wstyd mi było tego rozmazania, bociem nie nad sobą płakał, ale nad nią, gorzki jej żywot mając przed oczyma, w którym żadnej osłody i wytchnie-