Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/161

Ta strona została skorygowana.

nia nie miała. Pustka i męczeństwo takie! z takim człowiekiem, jej!...
A! gdyby losy ludzkie nie były twardo z woli Bożej postanowione raz na zawsze, byłbym zapewne wymodlił dla niej, aby jej mój spokój i moja scheda z błogosławieństwy zostały przelane. Ale ludziom mieniać się nie wolno, ani dzielić, jeno tem, co im do rąk dano: reszta Boża.
Z krwawą boleścią przybyłem do domu i takem chodził dni kilka, że mnie brat wypędził prawie w słonimskie i lidzkie, sądząc, że mi ta podróż doda życia i humoru, bo o niczem nie wiedział co mnie gryzło i dolegało. Ja sam nie mając woli do niczego, dałem się wypchnąć i ruszyłem, gdyż mi to było wszystko jedno, czy tu, czy tam cierpieć, a wiedziałem, że troski mej po drodze nie posypię.
Wyjechałem tedy naprzód w słonimskie, testament mój i owe sto czerwonych złotych opieczętowane u brata złożywszy, mając jeszcze sto mało nadwerężonych obrączkowych przy sobie, trzy konie dobre i kałamaszkę kutą, garderobę porządną i wyrostka Jacka sierotę, któregom sam wychował, bardzo dobrego chłopaka; jednę tylko miał wadę, że trochę był ślamazarny i nadto miękkiego serca, co