słudze nie do rzeczy, a w prostym człowieku kalectwo: w drugich też niewielka cnota.
Podróże w owe czasy nie tak się odbywały jak teraz. Szlachcic po całym kraju swoim jechał od komina do komina, karczmy nie powąchał, chyba go burza na godzinę do niej zagnała, grosza nie wyekspensował i nie opatrzył się nawet, jak mu najdalsza droga nieznacznie przeszła.
Prawda, że czasu dużo brała podróż taka, ani się można było obrachować ile; ale to nie była wędrówka ciężka i utrudzająca, jeno przejażdżka i rozkosz.
Jako to u nas w brzeskiem województwie wszyscy byli zbraceni i swoi, tak rzec można wszędzie szlachta stanowiła jedną całość nierozerwaną i jakby jedną rodzinę. Po matce czy ojcu z antenatów przez kogoś tam nie było familii, żeby z drugą szlachecką nie wiązała się jakiemś pokrewieństwem. To wyrażał ten tak używany tytuł, brat szlachcic, gdyż istotnie było bractwo między nami wszystkiemi silne i nierozerwane. Więc takiego jak ja podróżnego w Litwie to sobie ze dworu do dworu podawano, i tak się człek nieznacznie posuwał coraz dalej rzemiennym dyszlem w prawo i w lewo okręcając, aż się nareszcie nierychło do miejsca przeznaczenia dostał. A mnie, że nie było pilno i jechałem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/162
Ta strona została skorygowana.