Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

gorzałkę i piwo, niemi się dzielił; kto miód, nim częstował, kto wino, a to nie występowało tylko na wielkie uroczystości nawet u bogatszych, ten winem traktował. Nikogo to nie zubożyło, że jeden talerz przystawiono i jedną szklanką było więcej, a prawdę rzec nieraześmy w sześciu z jednej popijali, bo o szkło nie zawsze było łatwo, gdy się wytłukło, a świątecznego na ręce dziewcząt i chłopców posługujących ryzykować co dnia nie chciano.
Gdyby mnie co jeszcze rozweselić i rozgrzać serce mogło, toby pewnie ta podróż potrafiła, boć od dworu do dworu jechało się jakby jedną osadą swoich: wszędzie ręce otwarte, serca gorące, a taka poczciwa braterskość, gotowość do usług, troskliwość o gościa, że bez łez po dniach kilku rozstać się z niemi nie było podobna. Wystawy żadnej, ale co mi po niej, gdzie wiele blasku, a nie czuja miłości i tego ciepła, co ogrzewa i wiąże. Tam przy krupniku i półgąską gdy ci jejmość sama wybrała najlepszy kawałek, gdy sam pan dorzucił na talerz, gdy odprowadzając po sypialni materaca próbował, i o pościel się twoją troszczył, i okno obtykał, i chłopca twego wypytał czy nie głodny, toś czuł, że ci życzą dobrze i że się nie popisują z niczem, a radziby ci krew swą dać, gdybyś chciał.