Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

wówczas pisano mało i pisać nie lubiono; list bez interesu nie szedł, a serdeczne westchnienie polecano nie papierowi, tylko ustom braci, którzy to tak zwane nakazywanie wiernie z ręki do ręki, od dworu do dworu sobie podawali.
Nakazywano tak do siebie dzieląc się urodzinami, zapraszając, witając, a poselstwo dochodziło wiernie. I było w tym obyczaju coś daleko żywszego, serdeczniejszego, prostszego, niż w dzisiejszym kawałku papieru, boć żywe słowo z ust do ust przechodzące więcej grzeje, niż pisane. Mój Boże! jak się to czasy zmieniły! a serca! a ludzie! Czym ja zestarzał, czy świat się popsuł, ale nie to to, co dawniej.
Pół roku tak włókłem się w lidzkie i com wyruszył o siejbie, to późną jesienią przy ozimych zasiewach, na zieloną ruń przybyłem do stryjecznych. Bylito ludzie zamożni, dwóch rodzonych braci, mieszkali w dwóch wsiach o miedzę położonych: jeden nie żonaty Kasper, drugi z Machwicówną ożeniony Paweł. Pan Bułhak cioteczny nam, z którym musiałem polować dwa tydodnie, nim mnie od siebie wypuścił, odwiózł nareszcie i zdał na ręce całego panu Kasprowi, Ten już od dwóch miesięcy mnie się spodziewał, bo mu nakazywano ze słonimskiego, że jadę a będę, i choć