Wszystko ulega jednym prawom ogólnym na tym świecie: ze świata przedpotopowego olbrzymów ledwie są szczątki, z których postaci ich odbudować nie można, a drobnych muszelek i liści traw miljony. Na jednego mastodonta, ileżto infuzorjów zwapniałych!
Nic zresztą prędzej nie przychodzi nad zapomnienie. Lat kilka i po człowieku nie ma śladu: jak w morzu po majsku pochłonionym zamknęły się fale, poszedł na dno. Przeszłość rozpoczyna się nazajutrz po pogrzebie, w tydzień tworzą się podania bajeczne, w rok najdalej człowiek się na mythus przerabia, a jeśli kto jest tak szczęśliwym, że się nim po śmierci zajmują, w kilkaset lat robią z niego, coraz inaczej obracając szczątki pozostałe, dziwoląga, którego każde pokolenie po swojemu przestroją i przybiera, aż w końcu nikt już nie odgadnie, co pod tym stosem nagromadzonych domysłów spoczywa.
Często długie wypoczynku godziny poświęcam drabowaniu starych papierów, któremi się otaczać lubię: było to i jest dla mnie miłą zabawką, nawet bez jakiegobądź celu korzystania z uzbieranych w ten sposób szczegółów. Najzwyklej masy te pozostałości nie mają ciągu, któryby je w jakąś całość zbić dozwalał, ale i te drobne rozpierzchle szczątki z jednej epoki dają jakąś o niej ideę, a te wychodzące
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/17
Ta strona została skorygowana.