dwóch sióstr rozmowę, a trzeba wiedzieć, że w tej chorobie tak miałem zaostrzone wszystkie władze przez długą boleść, że najcichsza rozmowa dochodziła mnie najwyraźniej z drugiego końca pokoju, i zapach najdelikatniejszy przez szczeliny drzwi dolatujący, dawał mi rozpoznać co gdzie o staje gotowano. Oczy na blask otworzyć mi było niepodobna, ale uszy i nos, których zamknąć nie można, o straszliwe mnie czasami przyprawiały męczarnie. Takem i tę cichą rozmowę schwytał, gdy mnie wcale o to posądzić nie było podobna.
Pani Pawłowa siedziała z Erazmą w drugim końcu, i to tylko pamiętam, że zrazu siostrę do spoczynku nagliła, potem ją czule strofować poczęła. — Dobra to jest litość, — rzekła — ale wszystko ma miarę, a to tylko się kochanie moje zabijasz dla tego człowieka. — Ta nic na to, a potem: — Już mi tego nie wyperswadujesz, że go kocham więcej niż Bóg bliźniego przykazał. — Znowu cicho, mnie jakby ukropem oblał; ta dalej mówi: — Ja to widzę nie od dziś, nie masz się co taić; a Kasper mówi, że z tego nic być nie może, bo on sobie postanowił nigdy się nie żenić i najlepsze partje, jakie mu się trafiały, odrzucił.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/177
Ta strona została skorygowana.