Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/178

Ta strona została skorygowana.

— Alboż ja myślę, żeby się żenił ze mną? — zawołała panna Erazma — cóż ci to jest siostruniu? Kocham go, ale czuje, że Bóg nie dla mnie go stworzył. Niemniej serce moje wziął od razu, jakem jeno spojrzała na niego, a ty wiesz, że się ono nie narzucało nikomu. I słodko mi mu służyć, a to za całe szczęście życia staje i tyle już mego na świecie: ot przydałam się przecie komuś na coś, i nie umrę wyklętą i odrzuconą.
Usłyszałem płacz i szepty, gorąco mi się zrobiło, a dalej nie wiem, co było ze mną. Ta rozmowa jednak, której słowa utkwiły we mnie, dziwne uczyniła w głębi mej duszy wrażenie. Błysnęło we mnie postanowie odpłacenia poświęceniem za poświęcenie.
Wstałem powoli z łóżka, choć bardzo nieznacznie przychodząc do siebie, i gdy mi pierwszy raz pozwolono wyjść za próg, była już wiosna na świecie. Z rozrzewnieniem spojrzałem na świat Boży, młody, piękny a tęskny, a miły; i gdym z ganku w Purniach wejrzał na lasy czarne, na puszczające olchy, na polatujące bociany, posłyszał tysiączne ptactwa głosy i szura wiatru i pulsacje żywota świata: takie mnie porwało rozrzewnienie, żem łzami płakał. I pierwsze kroki moje skierowałem do kapliczki, gdziem pokląkł się modlić, a zmówiwszy jeden Ojcze nasz, już nie wy-