Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/186

Ta strona została skorygowana.

Nic ja o tem nie wiedząc, jeno tylko, że pani wojska pomocy mojej potrzebować może, leciałem wciąż, ale już ochłonąwszy nieco i opamiętywając się com czynił i co mi robić pozostawało. Postrzegłem się, że mi należało na progu bodaj powiedzieć jej, że byłem żonaty... i jakie mnie nowe obowiązki pętały. Bogu ofiarując boleść i utrapienie, postanowiłem przybywyzy uczynić co można, aby jej los osłodzić i pozwolić wlec życia resztę, spełniając święcie to, do czegom się przysięgą zobowiązał. Zbliżając się ku dworkowi, gdy mi serce w piersi stukać poczęło, a głowa się palić, znowum wszystkich postanowień zabył, i stanąwszy w ganku, rzuciłem się ku wychodzącej w żałobnych szatach pani Obuchowej z płaczem, zaprawdę nie męskim. Ona uśmiechem smutnym powitała mnie i gdym rękę jej ujął, ścisnęła ją w zimnych dłoniach, całując mnie w głowę, gdym się do jej ręki nachylał.
— Wiem o wszystkiem — rzekła na wstępie — coś W Mość dla mnie uczynił przez poczciwą swą przyjaźń... i słów nie mam na dzięki. Niech Bóg płaci, bo On tylko może za takie serce wynagrodzić. Czekałam W. Pana z utęsknieniem, jako jedynego przyjaciela w świecie, i Bóg dał, że mnie nie omyliła nadzieja i mogę mu żywemi usty