Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/190

Ta strona została skorygowana.

— Ona więc pójdzie za ciebie, to ręczę... i będziecie szczęśliwi...
— Ona nie może pójść za mnie, i szczęśliwi nie będziemy.
— Cóż to jest? enigma.
— Enigmę tę rozwiąże ci — rzekłem, wyciągając doń rękę — ten pierścień na palcu.
— Ożeniłeś się! — krzyknął Przeciszewski splaskując w ręce. — Bodajże cię! Jakież cię licho skusiło!
Jam już zamilkł i opuściwszy głowę padłem na ławę, a nierychło się ze mnie prawdy dopytał.
— Ona-ż wie o tem? — spytał.
— Nie miałem jej siły powiedzieć!...
— Źle, fałszywa pozycja — rzekł Przeciszewski — ale.. Bóg dobry, a życie krótkie...
Ten jeszcze mówił, jam począł rozmyślać nad sobą, co czynić. Nie zwłócząc, owe na pogrzeb wyznaczone sto czerwonych złotych oddałem na pilniejszą potrzebę pani wojskiej Przeciszewskiemu, i jeszcze sto dołożyłem, które mi Kasper wcisnął na odjezdnem titulo pożyczki, sobie tylko trzy zostawując. Postanowiłem potem nazajutrz i życie jej moje i sentymenta wyspowiadawszy szczerze a otwarcie, więcej sobie serca nie krwawiąc, odjechać.
Gdym nazajutrz, ledwie usnąwszy nad rankiem wstał o pierwszem słonku, a chcąc