Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/198

Ta strona została skorygowana.

dla niej nie miałem. Litością i szacunkiem źle nagradzałem brak ten, źle i nieudolnie, gdy serce zawsze obracało się gdzie indziej.
W pierwszej chwili, gdym pod poświęcone jarzmo obowiązków powrócił, uczyniłem sobie votum, że się ani dowiem więcej o panią wojską, ani spytam, ani szukać jej będę. I tego ślubu dotrzymałem święcie przez lat pięć pożycia naszego z żoną, istotą tak cichej i anielskiej cnoty i dobroci, jakiej pojęcia nie miałem. Wszystkie moje wady pokrywała słodyczą nieporównaną, wszystko jej było dobrem, nigdy skarga z ust jej nie wyszła, a smutek mój nie wyrodził w niej żalu nad sobą. Szanowała boleść skrytą, nie pragnąc nawet poznać jej przyczyny, a wierząc nu zupełnie i spuszczając się na mój charakter, że w nim nic nieuczciwego taić się nie mogło.
I tak tych lat pięć spłynęło, żem w niej miał przyjaciela, jakiego nikt nigdy może w kobiecie nie doświadczył, a gdy dotknięta gorączką złą, którą nabyła pilnując na wsi słabego człowieka, uczuła się sama chorą, a jam postrzegł, że ją utracić mogą: boleści jakiej doświadczyłem, opisać nie potrafię. Piętnaście dni trwała ta choroba, która pomimo wszelkich starań i zabiegów, doktorów i lekarstw, zawiodła ją do grobu. Gdym ujrzał martwe jej zwłoki na katafalku, sam