zostało do końca. Cóż się z nią dzieje... Poszła za mąż? nie prawdaż!
— Ale gdzież zaś! oburzył się Przeciszewski — siedzi w Wilnie u PP. Bernardynek w klasztorze.
— Co? i suknią oblekła?
— Dotąd nie wiem — rzekł, ale miała tę intencją.
Jużem dalej nie pytał i czując, że mi nogi jakby obcięło, przysiedziałem na ławce.
— Ale ja ci tu — dołożył Przeciszewski — z twojego gospodarstwa mam zdać sprawę.
— Z jakiego?
— A toż ci zostawiła wojska tę część, którąś jej za swe pieniądze kupił, a jam tu na niej gospodarzył i oczyszczał ją.
Machnąłem ręką, bo nie to mi było w głowie: staremu niedołędze jeszcze dzika myśl przyszła, a serce niedostygłe zabiło nadzieją. Któż wie? — rzekłem sobie w duchu... któż wie? wyroki Boże niezbadane!
I cały stałem się inny.
W izbie mojej padłem na kolana modląc się do Boga tak gorąco, tak łzawo, tak z głębin serca i duszy, że modlitwa moja powinna była znaleźć drogę do tronu Przedwiecznego. Nicem nie pragnął, jeno chwili żywota przy niej poświęcić się choćby jako ostatni sługa.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/202
Ta strona została skorygowana.