to teraz dla was zagadka, jak ci starzy ludzie, śmieszni często, niebardzo wysoce wykształceni, prości, trochę przesądni, w wielu swych dziełach byli potężni. Cóż to robiło? — oto duch miłości chrześcijańskiej, jaki w nich gorzał, którego ani rozum, ani nauka, ani żadna siła nowa nie zastąpią.
Ta spójnia człowieka z ludźmi nie wyradzała wcale niewoli: słodką była i swobodną. Czyniło się wedle serca, wedle obowiązku to właśnie, co najpewniej do szczęścia prowadzi. Pragnienia były ograniczone, pojmowano lepiej życie i rozumiano, że czy wyżej trochę, czy nieco niżej się żyje, byle poczciwie, wszystko to koniec końcem jedno.
Pogarda zbytku i zniewieściałości przyczyniała się wielce do dania hartu ludziom i uczynienia ich swobodnemi. Fraszka to na oko, że się człowiek przyzwyczai do miękkości, alić nie obejrzy się, jak mu te róże, na których śpi, w kajdany się przemienią. Przywykł do czegoś tam, ot zabrakło: oho! już i podłość gotów spełnić, żeby mu nie dokuczał niedostatek rzeczy, z której sobie nałóg dobrowolnie uczynił.
Nic prostszego nad to dawne życie nasze, jak ja je u rodziców pamiętam jeszcze: człowiek musiał być szczęśliwy, bo nie pragnął nic, czegoby mieć nie mógł. Wszystkie, naj-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/28
Ta strona została skorygowana.