Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

chem na ustach powróciwszy z prymarji, życia dokonał.
Jak go jeszcze pamiętam, to więcej było daleko widać frasunku na jego twarzy, niż radości z tego przybytku, bo miał to przekonanie, że majątek jest powierzony człowiekowi do szafunku, nie do użycia osobistego i używać go nie może uczciwie, jeno w miarę pracy jednając sobie do tego prawo.
To też nie widzieliśmy w naszym kącie ani owych dziwnych, szybkich, a podejrzanych dorabiań się majątku, ani katastrof i ruin, jakie potem w ślad za niemi przyszły. Nikt nie sprzedawał ziemi, boby to bez konieczności za świętokradztwo prawie było poczytane, nikt nie myślał o zakupywaniu więcej niż mógł dojrzeć i zagospodarować. Dziś ziemia stała się towarem, jak i wszystko, ale nią nie była dawniej. Przywykliśmy większą do niej przywiązywać wagę, a ktoby lada groszowitemu przybłędowi dla garści pieniędzy marnych zbył ojcowiznę, oczówby był między ludzi pokazać nie śmiał.
Dziśto naturalna droga sprzedać, tanio kupić wioskę, zarobić na niej i znowu nabyć w widokach zysku; dawniej dzikoby na takiego patrzano, coby śmiał o podobnym frymarku pomyśleć. Powoli przyszliśmy do wcale innego stanu i pojmowania rzeczy, ale że to