Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

dno poczciwie Boga można chwalić i szczęścia pokosztować.
Stało się, jak mówił stary ojciec: gospodarzyłem potroszę i gospadarzę niby jeszcze, ale mi popsutemu nie smakuje to zajęcie, jak miłe było staremu naszemu patrjarsze.
To życie nieustannie czynne nie dawało mu się zestarzeć, i choć nie młodo skończył, do ostatka się jeszcze gospodarstwem zajmował.
Przeszliśmy szkoły pijarskie i ja i brat mój bez wielkich sukcessów: ale pilnie się ucząc, wynieśliśmy z nich to, co wówczas wszystkiej naszej braci na drogę życia dawano. Umieliśmy dobrze po łacinie, bez czegoby człowiek okulawiał, trochę arytmetyki i matematyki i maluczko obcych języków. Gdyśmy powrócili do domu razem, ojciec brata przy sobie zatrzymał, chcąc go wdrożyć do gospodarstwa, a mnie z listem do książąt Sapiehów do Kodnia, obligując o protekcją i pokierowanie na świecie.
Może znając bliżej ówczesny skład dworu familji książęcej nie byłby tego uczynił, ale po staremu ani się domyślał, aby w tej pańskiej rodzinie, do której zdawien dawna, z dziada pradziada należeliśmy krwią i stosunkami nieprzerwanemi powiązani będąc, tak się wiele rzeczy odmienić miało.