Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

Poczęła tak żywo sypać mi wyrazami, mieszając co chwila francuskie, łacińskie i polskie, żem na drugim wierszu ustać musiał zawstydzony, i poplątałem się wiekuiście. Sędzia śmiał się ze mnie, jam się niezmiernie zapłonił, księżna spojrzała tylko na charakter i ten się jej widać podobał.
Zostaniesz przy mojej kancelarji — rzekła z uśmiechem i wejrzeniem dosyć łagodnem. Niechże go tam umieszczą, dodała, odwracając się do sędziego.
W taki sposób przy dworze kodeńskim zatrzymany zostałem, nie wiedząc na jakich warunkach i do czego, bo księżna o tem odpisała tylko ojcu memu, mnie zaś mało do czego używano zrazu. Dali mi zaraz izdebkę w starej oficynie nad wystawą, miejsce u stołu marszałkowskiego, codzień chodziłem do kancelarii, gdzie mi kiedyniekiedy coś przepisywać kazano, a większą połowę dnia miałem wolną.
Na dworze też tym było swobody do zbytku i choć czasem wybuchał rygor nadzwyczajny po jakiejś awanturze, to znowu po niejakim czasie puszczono nam cugle bez miary.
Przy księżnie, która całe to lato bawiła w Kodniu, fraucymer był bardzo mnogi, ale wśród ubogich panienek szlacheckich, jedną tylko odrazu zauważyłem i podobno dla niej