Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

namiętności nie rozpasane dzięki Rogu spały jeszcze spokojnie. Byłem przytem z natury więcej skłonny do czci i poszanowania, do rycerskiego przywiązania dla niewiasty, niżeli do płochych jakichś zalotów. Nicem jeszcze w życiu nie widział, coby mnie popsuć i rozczarować mogło, a kobietę stawiłem tak wysoko, otaczałem taką światłością, żem przed nią, jak przed nieziemską istotą bił czołem. Odwracałem zawsze w ciągu życia oczy od wszystkiego, coby mi inne wyobrażenie o świecie dać mogło, a wówczas czysty jeszcze byłem i spokojny na duchu, widząc w kobietach matrony święte, żony zacne i aniołki cudnego wdzięku, a niepokalanej czystości. Dlatego to oczyma wodząc po świecie, rychlej w górę niż na dół spoglądałem, szukając czemby wzrok i duszę pokarmić. Wszystko to jeszcze dziś tak mi jest przytomnem, jakby dopiero wczoraj przebyte: najdrobniejsze okoliczności i jaki był dzień, i jak wyglądała ziemia, którą deptałem, i jaki zapach rozchodził się w powietrzu, doskonale pomnę.
W ogólności na dworze księżnej dosyć było swobody i wesołości: panny respektowe i my choć z zachowaniem wszelkiej przyzwoitości i pod okiem starszyzny schadzaliśmy się wieczorami w Placencji, owym ogrodzie przy pałacu założonym. Ale ja byłem trochę