Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

Przychodził bywało do mnie na górkę, kładł się na mojem łóżku, wzdychał, opowiadał o swoich projektach i całe niemal dnie przesiadywał u mnie. On mi najlepiej dał poznać dwór księżnej, nie żeby to miał na celu, ale było czegoby nie zaczepił. On wreszcie wyciągnął mnie na pierwszą do Placencji przechadzkę, która, mogę powiedzieć, wpływ stanowczy na całe życie moje wywarła.
Było to późną jnż jesienią, ale dnie mieliśmy piękne, w ogrodzie z mnóstwem ludzi pracowali dwaj Niemcy około zasadzania ulic, ślimaczej górki i projektowanych przyozdobień. Chodzili tam wszyscy, począwszy od księżnej oglądać ich roboty. Jak zaczął mnie skarbnikowicz namawiać i przymuszać, żeby zobaczyć grotę, którą z kamieni i muszli bardzo misternie z fontanną w środku robiono właśnie, takem mu się dał wyciągnąć do ogrodu... Ubrawszy się tedy przystojnie, zszedłem razem z nim na Placencją. Korzystając z pięknego wieczora, cały dwór przechadzał się po ogrodzie i koło tej groty, którą właśnie mchami obtykano, a gdy wszyscy oczy na mnie obrócili, czułem, żem się cały krwią oblał.
Ale cofać się już nie czas było i szliśmy dalej z Mierzejewskim. Najwięcej zmięszały mnie panny księżnej wojewodzicowej, które