Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

niej pierścioneczek otrzymał i tym podobnie. Z tem więc przyszedł do dnia. Mnie równie pilno było się coś dowiedzieć, a strach usta zaklejał. Nareszcie po długich przyborach rozpytując o to i owo, płonąc jak rak, czego szczęściem Mierzejewski nie zobaczył, zagadłem go o orszak wczorajszy księżnej pani.
— A taż śliczna panienka, co z nią szła? — zapytałem.
— To panna Barbara Szujska — rzekł mi skarbnikowicz, wielkiego rodu kniaziówna: jakaś podobno krewna samej księżnej czy księcia... Ma tylko ojca zubożałego szlachcica, który dźwigając się, a chcąc się po pańsku utrzymać jak imieniowi przystało, nieszpetną słyszę fortunę utracił. Siedzi jeszcze na kilku wioskach odłużonych, które po nim kiedyś weźmie jedynaczka... Szukają jej męża ale to nie łatwo będzie, bo ojciec patrzy wysoko, a posagu ani grosza.
I więcej już mówić nie chcąc, lub nie mając co, począł znowu o swojej pannie Izabelli.
Kilka dni upłynęło, a ja wciąż odurzony dziwną apparacją, chociażem się śmiał z siebie i wyrzucał sobie głupstwo moje, pozbyć się nie mogłem utrapionego o tem myślenia; a że rzadko zbliżałem się do księżnej i tych, co ją bliżej otaczali, nawet już postrzec panny