najuczciwszy i zasad prawych, gdyby rozsądku miał więcej, byłby mógł istotnie być użytecznym przy swej gorliwości. Ale tak nim miotano gdzie chciano, a on się wcale nie postrzegał. Że na statystę chorując czytać i pisać nie umiał, byłoby nie do wiary, ale istotnie mimo sekretu, który z tego czynił, ledwie się swego podpisu rysować naliczył. Nie przyznawał się do tego, gdy przyszło do czytania, składając się bolem oczu, a w pisaniu cudzą zawsze wyręczając się ręką: ale łatwo to było postrzec. To, co pochwycił z rozmów i sejmikowej gadaniny, cały zapas jego stanowiło. Żonaty z krewną książąt Sapiehów, która mu zmarła córkę na świat wydawszy, owdowiał nie bolejąc nad tą stratą, bo mu życie w stanie małżeńskim nie dogadzało, a córkę jak skoro z pieluch wyszła, oddał na dwór księżnej pani.
Pan Bóg znać sam wychował sierotę, bo na niej ani nieładu domowego pana starosty pohorelskiego, ani innych znamion, jakieby wychowanie tutejsze wywrzeć mogło, znać nie było. Prawda, że staruszka ciotka, która jakoś prędko zmarła, zajmowała się nią początkowo w dzieciństwie, a musiała to być osoba pobożna i święta, która przez miłość dla Basi, znosiła ciężki krzyż w domu starosty.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/67
Ta strona została skorygowana.