ceń nie wymagają po człowieku. Jeżeli pojedziesz, zakopiesz się w Siemiatyczach i nic nikomu z tego nie przyjdzie dobrego. Wydadzą cię za zamąż licho i życie stracisz marnie.
— Ale wola ojca, M. Księżno — rzekł miły i słodziuchny głosik panny Barbary.
— Zapewne, gdybyś ojcn potrzebną była, lub użyteczną być mogła, nie mówię; ale on dla ciebie trybu życia nie zmieni, a wydać cię może za jakiego sejmikowicza.
— Juściż potrafi i moją wolę poszanować...
— Nie, moje serce, oni przywykli dziećmi się rozporządzić, bez odwoływania się do nich; taki był obyczaj dawniej, takie jeszcze dziś chcą mieć prawo. Jeśli pojedziesz, ja nic ci z tego nie wróżę dobrego.
— Ale mogęż nie jechać, jeśli gwałtownie zażąda?... W K. Mość nawet nic nie poradzisz na to!
— Postaram się, a W. Panna ze swej strony powiedz stanowczo, że życzyłabyś sobie zostać przy mnie.
Wtem bonończyk księżnej zaszczekał zwąchawszy obcego, rzucił się z gabinetu, za nim szpice i cała psów pokojowych czereda obstąpiła mnie ujadając. Księżna sądząc, żem tylko co przyszedł wyjrzała, i przerwawszy rozmowę, poczęła mi zaraz dyktować list do
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/70
Ta strona została skorygowana.