Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

pana hetmana. Tylem tylko uchwycił, ale i głos i myśl utkwiły mi w sercu.
Chociaż z nawyknienia pisałem już bez omyłek, gdym od dykty wstał, zabiłby mnie, a nie mógłbym powiedzieć, co ów list zawierał, takem był obawą przejęty o to, co się stanie z panną Barbarą.
Ledwiem miał czas złożyć pismo, gdy oznajmiono starostę pohorelskiego, który z attencją przychodził. Dopierom go teraz zbliska zobaczył, gdy nisko pokłoniwszy się księżnie, z nienawykłością jak widać do obcowania z kobietami, dosyć niezgrabnie przyszedł rękę jej ucałować.
— A co kuzynie? — rzekła księżna wojewodzicowa do niego — wszak mi Basię zostawisz: nie zechcesz mnie osierocać?
— A już to nie sierota, księżno dobrodziejko — rzekł gładząc brodę siwą — hę? W. K. Mość masz tu się z kim zabawić i rozerwać, jam pustelnik. Gospodyni mi potrzebna, i mam moje projekta...
— Zmiłuj się! a toć i ja bez nich nie jestem! mam i ja wyborne! Pojedziemy do Warszawy: z jej wdziękiem, skromnością, nazwiskiem — przycisnęła księżna — Bóg wie jaką partją zrobić może. Takiej jej w Siemiatyczach nie dasz...
Kniaź wziął się oburącz za pas.