z pospolitych ludzi, jakiemi ci byli, wyszedł, i stał się podziwem wszystkich przez to swoje dla jednej kobiety poświęcenie, co mu nawet za złe miano, i niemial go jako warjata niektórzy uważali. W szkołach byliśmy z nim razem, zawsze był milczący, zamyślony i posępny, a tak dziwny, żem go prawie śmiejącego się nie widział. Nie żeby mu brakło wesołości, bo był łagodny i przyjacielski do zbytku i przywiązujący się, ale go tak natura uczyniła poważnym. A z towarzyszów naszych który szydził i miał żyłkę do naigrawania się, jak to między młodzieżą nie rzadko się trafja, to go unikał jak zapowietrzonego. Nigdy urazy w sercu nie chował długo, i dziesięć razy go było można wywieść w pole, tak łacno w dobre wierzył, a oszukaństwa nie przypuszczał. To też korzystali zeń do zbytku.
Jużem ja wówczas przy ojcu w Kuzawce gospodarzył o półtorej mili od Kodnia, gdy on się na dwór księżnej dostał. Znałem i ja dobrze to miejsce i wszystkich, co tam byli i do dworu należeli. Trzymaliśmy Kuzawkę i Krzywowierzkę dzierżawą od księżnej z dopożyczką kilkudziesiąt tysięcy, mieliśmy często do czynienia z Kodniem, bo interesa były z niemi ciężkie i pieniędzy nieustannie wymagano. Widywałem go i tutaj, i przyjaźń
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Staropolska miłość.djvu/75
Ta strona została skorygowana.